
Renata wniosła na scenę w kolorowej torbie z gazety i odziedziczonej po ojcu walizce różne swoje poetyckie "bagaże". Owinęła przestrzeń czarnym woalem i zasiadła przy zbiorze nietypowych grzechotek i dzwonków. W walizce - buty. Kilka par. Jak powiedziała "Dobre buty się na drogę przydadzą zawsze. Te są akurat do tańca. Do różańca będą później." Jedno i drugie jest w końcu rodzajem drogi, a od butów w dużej mierze zależy jak będzie się szło...
To akurat fragment wcześniejszego koncertu w Trzebini, ale zobaczcie(!), bo oddaje chociaż trochę atmosferę stworzoną przez Renatę w Piszu. Ciut niewyraźnie niestety, dlatego jest i tekst.
"Kupujesz najdroższy bilet i
Ustawiasz się do jazdy przodem
Lecz skąd możesz wiedzieć gdzie los ma
Początek swój a gdzie ma ogon
Przecież to nie ty rozkładasz te tory
Nie masz na to wpływu gdzie ich koniec
Myślisz jestem Bóg wie jak wyjątkowy
Ale mylisz się...
Co to da, że przy oknie usiądziesz
Nawet wśród niepalących
Podróż tak samo skończy się gdybyś
W korytarzu stał
O cały swój bagaż martwisz się
Nie zaśniesz skoro z tobą jedzie
Jakbyś się zachował gdyby on
Pozostał, ale zniknął przedział? (...)
Obawiasz się tylko tego czy
Twój pociąg będzie opóźniony
Czemu się nie boisz tego czy
On jedzie we właściwą stronę?
Przecież to nie ty rozkładasz te tory
nie masz na to wpływu gdzie ich koniec(...)"
Nawet wśród niepalących
Podróż tak samo skończy się gdybyś
W korytarzu stał
O cały swój bagaż martwisz się
Nie zaśniesz skoro z tobą jedzie
Jakbyś się zachował gdyby on
Pozostał, ale zniknął przedział? (...)
Obawiasz się tylko tego czy
Twój pociąg będzie opóźniony
Czemu się nie boisz tego czy
On jedzie we właściwą stronę?
Przecież to nie ty rozkładasz te tory
nie masz na to wpływu gdzie ich koniec(...)"
Ku mojemu zdziwieniu zarówno teksty utworów z nowej płyty, refleksje międzypiosenkowe, wątki poruszane w wywiadzie, jak i cała zaskakująco swobodna formuła koncertu, wydały się nagle łączyć i wiązać w taką oto egzystencjalną tematykę:
- Na ile mamy wpływ na to co dzieje się wokół nas, w nas, w naszej twóczości?
- Czy warto w ogóle starać się trzymać to silną ręką?
- Czy bardziej panujemy nad formą, czy treścią?
- Czy może lepiej puścić twórcze wodze fantazji, pozwolić sobie na szaleństwo metaforyki i zgodzić się na niepewność co stanie się na końcu?
W wyszperanym w internecie wywiadzie dla Radia 5 [cały wywiad - ciekawy bardzo - można usłyszeć tu: http://www.radio5.com.pl/?id=1&ia=24633] znalazłam takie słowa:
"Fajnie jest, jak jest jakiś taki drobny element niepewności, że coś się jeszcze może wydarzyć. (...) mimo, że puenta zostaje podobna. (...) Ja to uznaję u siebie za oznakę dojrzałości, że dojrzałam do tego, żeby nie zamykać formy."
To ciekawe, że coś co stereotypowo jest bardziej związane z młodością niż z dojrzałością, w pewnym momencie zaczyna zataczać koło. No i jest to kolejny znak tego jak życie "odbija się" w twórczości...
A może twórczość w życiu?
A jednocześnie w jednym z tych swoich międzypiosenkowych "spacerów" w czasie koncertu w Piszu (czyli dokładnie tego samego dnia) Renata Przemyk mówi tak: "...jak ta Ariadna lubię mieć przy sobie koniec nici - gdybym daleko zaszła, żebym wiedziałam którędy wrócić."
Więc jednak okazuje się, że czegoś wolimy się trzymać ;) nawet w poezji i piosence.
No i... ja chyba jednak jestem ciągle na tym etapie.