sobota, 21 sierpnia 2010
Stołki... - czyli niepokojące spostrzeżenia człowieka wytrwale broniącego się przed usadzeniem :)
Wątek zaczęła moja przyjacielska wizyta w Gdańsku. Przez 3 dni kontemplowałam nieogarnione szwendanie się po starym mieście, w czasie gdy osobniczka przyjacielsko mnie w Gdańsku goszcząca ciężko pracowała (jak ustawa przewiduje) od 9:00 do 17:00.
Szwendając się tak znalazłam wiele tajemniczych niezwykłości, ale największe wrażenie zrobił na mnie "Teatr w Oknie". Tak została nazwana nowa inicjatywa Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Wiedziałam od dawna, że to bardzo kreatywna instytucja, ale jej najnowszy pomysł urzekł mnie ogromnie. Na parterze jednej z kamienic przy ulicy Długiej (po prawej idąc od strony Motławy) znalazłam trzy wysokie okna, wyraźnie od wewnątrz zasłonięte kurtynami. Przed nimi na chodniku stało kilka krzeseł obróconych w stronę okien, a na szybie plakat. Jak się okazało - to właśnie teatr :) dosłownie "W OKNIE". Fantastyczna inicjatywa z gatunku "sztuki wychodzącej na ulicę". W oknach odbywają się koncerty, spektakle, happeningi, performance... Ja trafiłam króką (10 minut) etiudę "Teatru Wielokrotnego Użytku", który - z powodu remontu za teatralnymi oknami - faktycznie wyszedł na ulicę.
Etiuda na dwóch mężczyzn i dwa stołki koresponduje z moim dzisiejszym wątkiem tytułowym, dlatego zachęcam - obejrzyjcie koniecznie:
"Studia poszły gładko. Teraz myślę, żeby zrobić coś jeszcze, że może się przydać.
(...)
W pracy (...) pracy jest mało, za to dużo wnerwiania. Codziennie czysta wyprasowana koszula.
(...)
Z rozrywek - gazety i telewizor.
(...)
Drzewa za oknem zasłaniają mi widok.
Mówiłem w administracji, żeby przycięli, ale nie ma zezwolenia.
(...)
Mięśnie napięte. Oczy zaczerwienione."
Spotkanie z Teatrem w Oknie wywołało we mnie masę różnych przemyśleń i uśmiechów, które sprawiły, że przypomniałam sobie o istnieniu pewnej piosenki kabaretowej. Teatr był nieduży, to i piosenka niewielka - w sam raz na koniec czasu urlopowego ;)
I co Wy na to? :)
środa, 18 sierpnia 2010
"Ruszaj się, ruszaj. Błogosławiony, który idzie.”
Dlaczego akurat Bieguni?
Byli to prawosławni starowiercy, którzy uważali, że w świecie przesiąkniętym złem i grzechem zginie człowiek, który stoi w miejscu (żeby nie było, że banalnie zachęcam do turystyki ;) nie mówię tu o dosłownym podróżowaniu!). Według biegunów jedynym ratunkiem przed złem świata jest ciągły ruch, nieustająca podróż. Nie o nich jednak traktuje powieść Tokarczuk. Jest ona zbiorem anegdot o współczesnych ludziach "idących", ludziach "nie znających postoju". Myślą oni o drodze, albo odkrywają nagle, że o niczym innym nie warto myśleć:
"Stojąc na przeciwpowodziowym wale, wpatrzona w nurt, zdałam sobie sprawę, że – mimo wszelkich niebezpieczeństw – zawsze lepsze będzie to, co jest w ruchu, niż to, co w spoczynku; że szlachetniejsza będzie zmiana, niż stałość; że znieruchomiałe musi ulec rozpadowi, degeneracji i obrócić się w perzynę, ruchome zaś – będzie trwało nawet wiecznie."
Wybór życia "w drodze" niesie ze sobą wiele trudności, wrażenie że nigdzie nie jest się na 100%, poczucie bycia ciągle "pomiędzy", wybieranie między bezpiecznym i ciepłym postojem, a chłodnym wiatrem w oczy na drodze, której nie znamy. W "biegunowym" życiu smutek przeplata się z entuzjazmem... Dlatego i w powieści Olgi Tokarczuk jest sporo smutku.
Ważnych jest jednak kilka wniosków, a wśród nich ten, że nie ważne dokąd faktycznie, fizycznie dojdziemy, "celem (...) pielgrzymki jest zawsze inny pielgrzym."
________________________
Kolejna z postaci, których spotkanie w poetycko-piosenkowym świecie zrobiło na mnie naprawdę duże wrażenie - Jarek Augiewicz (bard!) i jego wspomniany już zespół Bieguni. Poznaliśmy się na zeszłorocznych (ostatnich) Bieszczadzkich Aniołach. W wielu przeprowadzonych od tego czasu rozmowach i wymienionych mailach usłyszałam od niego masę mądrych, motywujących, ale czasem i sprowadzających na ziemię słów - teraz zaczynają wydawać efekty :)
Jarek zawsze ostro przykazywał mi nie stać w miejscu;
mówił: "pracuj";
pisał: "nie zmarnuj talentu, bo w dziób!" ;)
Ale najpiękniejsze jego słowa jakie znam to tekst piosenki, napisany w oparciu o w/w książkę:
"Bieguni"
ciągły ruch zbawieniem jest, zginie ten kto stoi.
Trzeba odkryć nowy ląd, nowe krajobrazy,
tylko ten kto szuka wciąż zmyje grzechów zmazy.
Kiedy w koło fałszu gąszcz droga nas przytuli.
My - współcześni nomadowie - bieguni!
Żeby istnieć trzeba żyć, żeby żyć - wędrować,
trzeba tańczyć, skakać, wciąż rodzić się od nowa,
nad przepaścią chwytać wiatr, utonąć w amoku,
w fizjologii znaleźć sens, w wierze zgubić spokój.
Kłamią o nas, że jesteśmy nowin złych zwiastuni.
My bezdomni koczownicy - bieguni!
że pytanie ma odpowiedź, a kto szuka - znajdzie.
Kto dogonić chce marzenia musi odkryć siebie,
tu odbierze tęgie razy, a nagrodę w niebie.
Nawet mijający czas wiary w nas nie stłumi.
My współcześni starowiercy - bieguni!
Jeśli prawdy szukać chcesz - w walce ją odkryjesz,
tocz ją ze słabością swą - poczujesz, że żyjesz.
Gdy zrozumiesz prawdę, że zło się czai wszędzie,
pewny bądź, że także ty wnet biegunem będziesz.
Na nieszczęścia i słabości droga cię znieczuli,
w lustrze swoją twarz zobaczysz. Bieguni!
Naprawdę marzy mi się, żeby kiedyś tą pieśń zaśpiewać ...a tymczasem (w czasie tegorocznego festiwalu Kropka w Głuchołazach) dostałam taki oto cudny urodzinowy prezent -> w/w utwór w wersji hotelowo-pokojowej, filmowany przeze mnie amatorsko prosto z szafy ;)
Jest w biegunach coś, co naprawdę rozumiem i czuję... coś mojego, co dzieje się codziennie.
Dlatego nie myślcie, że to był postój sekretnego życia piosenki i że czas najwyższy znowu ruszyć...
ja tu po prostu opowiadam o drodze przebytej w trakcie zwykłego odpoczynku od internetu :))