- Pani Basiu, nie wiem czy pani miała okazję poznać, to jest właśnie pan prezes.
Ja dyplomatycznie:
- No chyba jeszcze nie miałam okazji, naprawdę bardzo mi miło, nazywam się...
A pan prezes:
- A właśnie, że pani miała okazję. Ostatnio na spotkaniach z poezją śpiewną grałem na klawiszach w zespole, który występował zaraz po pani. - A kiedy zobaczył moje oczy szerokie jak pięciozłotówki dodał: - Ale się pani nie przejmuje, u nas w firmie wszyscy mają dwa życia... :D
_______________________
Przypomniała mi się ta historia, kiedy znalazłam ostatnio w internecie pewną ciekawostkę.

Dokładnie ten sam - to aktualnie 35-letni malarz, gitarzysta i tekściarz :)
Ma na koncie już wiele wystaw i dwie autorskie płyty:
2. "Time ruins" - wydana niedawno, angielskojęzyczna, w klimacie retro-swingowo-bluesowym, dixielandowym wręcz chwilami, ale kiedy się dobrze przysłuchać to w wokalu i gitary słychać też zaśpiew folkowy
1. "Od Gibraltaru do Tatr" - pierwsza płyta, wyśpiewana po polsku, francusku i hiszpańsku (to już wszystkie języki, którymi biegle włada Andrzej B.), która jest jakimś niezwykłym, zaskakującym połączeniem folku polsko-zakopiańskiego, dźwięków latynoskich, flamenco i jazzu... :)
Heh... dwa życia to mało :)
Oto najlepszy numer z płyty "Od Gibraltaru do Tatr":
Niechby już w końcu była wiosna... taka pozytywna, słoneczna, trochę zwariowana, śpiewająca ptakami i pachnąca wiatrem, przejażdżkowa, spacerowa, przysiadająca na ławce w parku... Naprawdę - w dowolnym mieście.