czwartek, 29 kwietnia 2010

ARIADNA - czyli o tym co znajduje się pomiędzy szaleństwem i odwagą A wizją, kontrolą i celem

Usilne panowanie nad sytuacją i ciągła kontrola biegu wydarzeń (na scenie, ale nie tylko) to, jak mi się zdaje, coś bardzo NIE-POETYCKIEGO. Ale jednak z drugiej strony - przecież poezji potrzeba wizji i celu gdzieś na horyzoncie - tak jak i życiu...

Renatę Przemyk słyszałam na żywo już kilka razy, ale to co w akustycznej wersji zaprezentowała na poetyckiej scenie w Piszu [23.04.2010], to był jeden z najbardziej magicznych koncertów na jakich w życiu byłam. Pięknie zaskakująca i spontaniczna, ale jednak nadzwyczaj przemyślana forma. Stosunkowo niewiele dźwięków, sporo słów, a najwięcej symboliki.

Renata wniosła na scenę w kolorowej torbie z gazety i odziedziczonej po ojcu walizce różne swoje poetyckie "bagaże". Owinęła przestrzeń czarnym woalem i zasiadła przy zbiorze nietypowych grzechotek i dzwonków. W walizce - buty. Kilka par. Jak powiedziała "Dobre buty się na drogę przydadzą zawsze. Te są akurat do tańca. Do różańca będą później." Jedno i drugie jest w końcu rodzajem drogi, a od butów w dużej mierze zależy jak będzie się szło...

To akurat fragment wcześniejszego koncertu w Trzebini, ale zobaczcie(!), bo oddaje chociaż trochę atmosferę stworzoną przez Renatę w Piszu. Ciut niewyraźnie niestety, dlatego jest i tekst.




"Kupujesz najdroższy bilet i
Ustawiasz się do jazdy przodem
Lecz skąd możesz wiedzieć gdzie los ma
Początek swój a gdzie ma ogon

Przecież to nie ty rozkładasz te tory
Nie masz na to wpływu gdzie ich koniec
Myślisz jestem Bóg wie jak wyjątkowy
Ale mylisz się...


Co to da, że przy oknie usiądziesz
Nawet wśród niepalących
Podróż tak samo skończy się gdybyś
W korytarzu stał

O cały swój bagaż martwisz się
Nie zaśniesz skoro z tobą jedzie
Jakbyś się zachował gdyby on
Pozostał, ale zniknął przedział? (...)

Obawiasz się tylko tego czy
Twój pociąg będzie opóźniony
Czemu się nie boisz tego czy
On jedzie we właściwą stronę?

Przecież to nie ty rozkładasz te tory
nie masz na to wpływu gdzie ich koniec(...)"



Ku mojemu zdziwieniu zarówno teksty utworów z nowej płyty, refleksje międzypiosenkowe, wątki poruszane w wywiadzie, jak i cała zaskakująco swobodna formuła koncertu, wydały się nagle łączyć i wiązać w taką oto egzystencjalną tematykę:
- Na ile mamy wpływ na to co dzieje się wokół nas, w nas, w naszej twóczości?
- Czy warto w ogóle starać się trzymać to silną ręką?
- Czy bardziej panujemy nad formą, czy treścią?
- Czy może lepiej puścić twórcze wodze fantazji, pozwolić sobie na szaleństwo metaforyki i zgodzić się na niepewność co stanie się na końcu?

W wyszperanym w internecie wywiadzie dla Radia 5 [cały wywiad - ciekawy bardzo - można usłyszeć tu: http://www.radio5.com.pl/?id=1&ia=24633] znalazłam takie słowa:
"Fajnie jest, jak jest jakiś taki drobny element niepewności, że coś się jeszcze może wydarzyć. (...) mimo, że puenta zostaje podobna. (...) Ja to uznaję u siebie za oznakę dojrzałości, że dojrzałam do tego, żeby nie zamykać formy."
To ciekawe, że coś co stereotypowo jest bardziej związane z młodością niż z dojrzałością, w pewnym momencie zaczyna zataczać koło. No i jest to kolejny znak tego jak życie "odbija się" w twórczości...
A może twórczość w życiu?

A jednocześnie w jednym z tych swoich międzypiosenkowych "spacerów" w czasie koncertu w Piszu (czyli dokładnie tego samego dnia) Renata Przemyk mówi tak: "...jak ta Ariadna lubię mieć przy sobie koniec nici - gdybym daleko zaszła, żebym wiedziałam którędy wrócić."

Więc jednak okazuje się, że czegoś wolimy się trzymać ;) nawet w poezji i piosence.
No i... ja chyba jednak jestem ciągle na tym etapie.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

"PISZ i śpiewaj poezję" 23-25.04.10

Jechaliśmy do Pisza dumni i bladzi ;) Dumni, bo to w końcu SPOTKANIE LAUREATÓW Ogólnopolskich Konkursów Poetyckich i Poezji Śpiewanej. To naprawdę wspaniałe poczuć się wyróżnionym za cały zbiór swoich dotychczasowych sukcesów.
Bladzi, bo obawialiśmy się (nie wiadomo czemu) jakiegoś poważnego, oficjalnego i wzniosłej klimatu... Ale przecież nie znaliśmy jeszcze zupełnie mazur od tej festiwalowej strony, a jak wiadomo - środowisk takich w Polsce jest kilka różnych... ale o tym będzie innym razem.

Na wstępie trzeba napisać jedno - w tak królewski sposób nie zostaliśmy przyjęci chyba jeszcze na żadnym festiwalu. Czuliśmy się zadbani pod każdym względem - noclegi w niezwykłym malowniczym hotelu nad samym jeziorem, wykwintny wręcz katering od śniadania do kolacji przez ogniska i poczęstunki w garderobach, plus mnóstwo innych jeszcze podwyższających jakość drobiazgów. Aż wstyd zwracać uwagę na takie przyziemne sprawy, kiedy się jedzie degustować i celebrować poezję, ale po prostu nie da się inaczej, bo to jedna ze spraw, które zaskoczyły nas najbardziej.


Kolejne zaskoczenie wywołała atmosfera. Widowni niestety nie zapełniały tłumy... ale za to nie byli to ludzie przypadkowi. Wszyscy wyraźnie przybyli tam chłonąć treść - zarówno na prezentacje laureatów, koncerty gwiazd, jak i przed otwartą nocną scenę artystycznej kawiarenki.
Przez cały czas anioły, słowiki i pegazy poezji dosłownie fruwały po Piskim Domu Kultury wywołując niezły przeciąg... :)

Ukłony dla organizatorów, którzy opanowali to niesubordynowane muzyczno-literackie towarzystwo :) Tylko dzięki temu rano w sobotę dotarliśmy wszyscy śladami Gałczyńskiego do Leśniczówki Pranie. Tam - poetyckiej magii ciąg dalszy: zaczarowane miejsce, zaczarowani gospodarze, zaczarowany czas...
Nawet biurko K.I. stoi, jakby ten jeszcze ciągle żył. Nad biurkiem oczywiście zdjęcie Natalii. Pod biurkiem Zielona Gęś :) - dzisiaj już tylko na uwięzi.

Wybaczcie mi, ludzie, jeśli
w tych pieśniach dałem tak mało,
ze nie takie niosę pieśni,
jakie by nieść należało;(...)

Cóż, kocham światło. Promieniem,
jak umiem, wiersze obdzielam.
O gdym mógł, obym zmienił
cały świat w jeden kandelabr.(...)

Jesteśmy wpół drogi. Droga
pędzi z nami bez wytchnienia.
Chciałbym i mój ślad na drogach
ocalić od zapomnienia.

/K.I.Gałczyński, Leśniczówka Pranie, 1953/


Są na mapie Polski miejsca szczególnie związane z poezją i piosenką poetycką. Pisz, chociaż jest całkiem nieduży, jak się okazało - wpisał się do tego grona z wielką klasą. W dodatku wpisuje się też na moją własną mapę osobistych zachwytów. Z uznaniem mogę powiedzieć: "To jest PISZ. Tu się PISZE i ŚPIEWA poezję."

czwartek, 22 kwietnia 2010

Przeglądy - jak sama nazwa wskazuje - służą do "przeglądania się"

W związku z tym, że zaczyna się sezon festiwalowo-przeglądowy -> będzie to refleksja prorozwojowa :) Skłoniła mnie do niej obserwacja działań kilku zaprzyjaźnionych zespołów.
... no dobrze - własne doświadczenia też!
Poza tym dostało mi się kilka dni temu od jednego z entuzjastów mojej piosenkowej działalności, że to "sekretne" pisanie które zaczęłam też się przestało rozwijać... :)

Refleksja miała być:
Udział w festiwalach niewątpliwie może inspirować i motywować. No i wcale nie tylko udział zwycięski, czy zdobyte nagrody. Wychodzimy na scenę, słyszymy i widzimy odbiór publiczności... (lub brak odbioru :) znam z doświadczenia takie przypadki) i możemy sobie zaobserwować co się dzieje na tej linii MY-WIDOWNIA.
No i teraz wyobraźmy sobie, że kiedy już to zaobserwowaliśmy to schodzimy ze sceny i jedziemy do domu. Albo jeszcze lepiej - czekamy na werdykt: nie ma nas w nim - więc jedziemy do domu :) Jak taki algorytm, który zawsze w wyniku ma "szybko do domu!"
No i po cóż nam takie jeżdżenie? Przecież to szkoda nawet na to czasu i pieniędzy!

Rozumiem, że są takie wyjątki, tacy włóczykijowi muzycy, którzy jeżdżą na muzyczne wydarzenia wyłącznie dla frajdy, mając w nosie werdykty i komisje...
Ale nie oszukujmy się, naprawdę(!) - jeśli ktoś wychodzi na scenę, pisze i śpiewa własne utwory, to przecież nie ma siły - musi go obchodzić jak zostanie odebrany, czy to co robi jest jakościowo dobre.


Dlatego uważam [uwaga - nadchodzi prawdziwy cel tego wywodu], że podstawą takich przeglądowych wyjazdów jest coś w rodzaju TESTU LUSTRA. "Patrzymy w lustro" i sprawdzamy, czy na pewno jesteśmy godni uwagi i słuchania, czy jesteśmy takim wykonawcą jakiego sami chcielibyśmy zobaczyć i posłuchać, czy jesteśmy w ogóle prawdziwi.
Na konkursach sposobem na to "przejrzenie się" jest moim zdaniem
- po pierwsze - reakcja i uwaga publiczności
- ale po drugie - informacje zwrotne od jury.
Wiadomo, że werdykty są wypadkową gustów jurorów. Z tym nie ma co dyskutować i należy to przyjąć za fakt, skoro się do konkursu zgłaszamy. Jednak z jakiegoś powodu tymi jurorami musieli zostać...

Więc - CO NALEŻY? :)
Złapać jury ZA WSZELKĄ CENĘ, zapytać o odbiór, o informacje zwrotne, spróbować dowiedzieć się co w naszym wizerunku robi wrażenie, a co może zniechęcać, stanąć z tym (że tak powiem) twarzą w twarz!
Usłyszeć, przyjąć, przeanalizować, wybrać sobie te sugestie, które nie sprawiają, że przestaniemy zupełnie być sobą i - ROZWIJAĆ SIĘ!
To jest faktyczny zysk - i już on wystarczy, niezależnie od nagród.
Fakt, zwłaszcza przy braku wyróżnienia można usłyszeć różne zaskakujące rzeczy :), np:
- "No... tym razem coś nie zaiskrzyło na linii Ty-Piosenka-Publiczność"
- "Dziecko zmień ty sobie muzyków" (a tu się z przyjaciółmi na scenę wyszło...)
- można usłyszeć "wszystko takie samo jakieś i monotonne, powinniście większą różnorodność zaprezentować" albo "to był zupełnie nie spójny występ, każdy numer z innej beczki"
- można usłyszeć przykre "Brakowało w tym prawdy, nie byłaś autentyczna..." :/
- ale zdarza się też "to nic że nie zostaliście nagrodzeni, ktoś musiał wygrać, ale byliście świetni, róbcie to co robicie, a osiągniecie dużo".

Bardzo dobitnie polecam takie podejście - WARTO PYTAĆ! - o aranż, o brzmienie, o wizerunek, o technikę, o przekaz. To przecież takie przykre, jeśli ktoś jest piekielnie zdolny, a wygląda na scenie głupio i odstraszająco, albo zanudził serią identycznych piosenek, albo mruczy pod nosem lub kręci się przy mikrofonie co całkowicie uniemożliwia zrozumienie tekstu, albo interpretacja brzmi jakby w ogóle nie wiedział o czym śpiewa...