poniedziałek, 2 lipca 2012

Ostatecznie...

Ostatecznie człowiek zostaje sam ze wszystkim, co go w życiu spotka...
I zapewniam, że nie piszę tego, żeby się nad sobą użalać, a tym bardziej żeby narzekać, szerzyć defetyzm i oznajmiać światu swoją samotność. Nie i już.

Jednocześnie czuję i wiem, że jesteśmy mocno osamotnieni w swoich przeżyciach i chyba na tym właśnie polega bycie człowiekiem, bycie indywidualnością. To, co każdy z nas czuje, myśli, widzi, układa się w niepowtarzalną mozaikę kolorów, emocji i spraw. I nikt nigdy nie zobaczy i nie poczuje tego w taki sam sposób...
Dlatego właśnie wszystkie nasze radości i smutki, decyzje, ambicje i dążenia pozostaną na zawsze niezrozumiałe dla otaczających nas (nawet najbliższych) osób.
Nie wiem skąd czerpać siłę do aż tak dużego "odosobnienia" w świecie, który uczy nas zależności na każdym kroku. Wydaje mi się, że raczej trzeba by znaleźć w sobie zgodę na tą inność, na to ciągłe niewyrażenie. Po prostu złapać się tego, co dzieje się w nas (bo to dzieje się naprawdę) i podążać za tym, choćby miało to trwać długo i w poczuciu osamotnienia...



Myślę, że czas obudzić Sekretne Życie Piosenki z zimowego snu. Zacząć znów wypełniać tą skrzynię
moich małych inspiracji, spostrzeżeń, odczuć. Każdy wpis tutaj, to coś jakby skrawek przestrzeni oświetlony światłem świecy w ciemną noc. Widząc tylko te skrawki można sobie pomyśleć, że to wyrwane z kontekstu i odosobnione refleksje... ale można też potraktować je, jak pewną prowokację do tego, żeby zobaczyć w swojej wyobraźni wszystko to, co mogłoby znajdować się poza tą oświetloną świecą przestrzenią, a nawet zobaczyć siebie samego po drugiej stronie nocnego stołu...

Właśnie do tego stołu serdecznie Was zapraszam :) i czekam na spostrzeżenia z drugiej strony.

4 komentarze:

  1. Mam kawałek, który lepiej pasuje do tego tekstu niż raz dwa trzy (nigdy ich nie lubiłam): To co na prawdę ważne jest, dzieje się w kwiatach naszych serc. Trzeba samemu sobie dać przyzwolenie na inność, ale bliźnim też. Takie samo! Skoro tak wielu rzeczy nie rozumiemy, trzeba je po prostu zaakceptować! Maryś - taniec ćmy

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, pierwsza część tego posta jest taka... trafna. Nie wiem jak inaczej to skoemtnować ale to naprawdę dobrze napisane podsumowanie (nawet bez piosenki).

    OdpowiedzUsuń
  3. Michał! bywasz tu? To bardzo przyjemne zaskoczenie :)
    No i dzięki za słowa "współodczuwania" :) po to właśnie te moje obserwacje i wywody - żeby przeczytać pod nimi takie słowa, i żeby znajdywać z Wami wspólną "nić".

    Maryś :) ja jestem "wyznawcą" Raz Dwa Trzy, więc mimo całej sympatii dla Anity Lipnickiej - trwam przy swoim. Zwłaszcza, że po słowach "To co na prawdę ważne jest, dzieje się w kwiatach naszych serc" kolejne wersy jej piosenki mówią "reszta choć kształt realny ma - fatamorganą tylko jest (...)". To poddaje w wątpliwość realność tego, co poza nami, a na to się nie mogę zgodzić. Myślę, że jeśli uznamy, że to, co pochodzi spoza naszego wnętrza jest fatamorganą, może nas to doprowadzić do szaleństwa. Dlatego poprzestanę na uznaniu, że to, co dzieje się WE wnętrzu JEST realne i prawdziwe. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nachodzi mi jedno pytanie (nie z tych, co to trzeba na nie odpowiadać, nie) : po co w człowieku (czy może bardziej: człowiekowi) ta dychotomia pomiędzy byciem odrębnym wszechświatem, a pragnieniem bycia częścią czegoś? (Lub też bycia "z", oraz tak, właśnie zrozumienia "przez")? Odnaleźć się pomiędzy tym a tym idealnie po środku to już chyba dojrzałość.
    Niebieski Kosmita

    OdpowiedzUsuń

Niecierpliwie czekam na każdy wpis i znak Waszej obecności tutaj - cokolwiek przyjdzie Wam do głowy, spostrzeżenia, zdziwienia, pozdrowienia, wyrazy sympatii, zachwytu, oburzenia, krytyki... :)
Tylko bardzo proszę się elegancko podpisać na dole, jeśli się nie jest zarejestrowanym użytkownikiem. :)
Zapraszam. BB